Pilot, który odmówił L. Kaczyńskiemu, broni gen. Andrzeja Błasika i kpt. Arkadiusza Protasiuka.


Pietruczuk-Do_Rzeczy1

major Grzegorz Pietruczuk obok Pary Prezydenckiej na lotnisku w Rzymie fot. Jacek Turczyk/PAP

Pilot major Grzegorz Pietruczuk, który odmówił Lechowi Kaczyńskiemu lądowania w Tbilisi, zabrał głos ws. ostatnich doniesień dotyczących sprawy katastrofy smoleńskiej.

Na łamach „Do Rzeczy” broni on zarówno gen. Andrzeja Błasika oraz kpt. Arkadiusza Protasiuka.

Do incydentu, który najczęściej określany jest mianem gruzińskiego, doszło na terenie Ukrainy podczas postoju na lotnisku w Symferopolu. Był jednak związany z wyprawą do Tbilisi, jaką zorganizował Lech Kaczyński. Wraz z innymi prezydentami Europy Środkowo-Wschodniej poleciał do Gruzji, gdy ten kraj walczył z rosyjską inwazją.

Pietruczuk nie zabierał w tej sprawie głosu od 2011 r. Jednak po ujawnieniu nowych stenogramów z tupolewa, który rozbił się koło Smoleńska 10 kwietnia 2010 r., pojawiły się nowe oskarżenia pod adresem gen. Błasika. Obciąża się go odpowiedzialnością za naciski na pilotów. Sprawa incydentu gruzińskiego i ataki na gen. Błasika powracają w związku z tą sprawą. W tej sytuacji pilot, który odmówił lotu do Tbilisi, postanowił zabrać głosw obronie dowódcy i kolegów, którzy zginęli w katastrofie smoleńskiej. Nie jest jednak jedyny.

Pietruczuk zapewnia, że gen. Błasik był profesjonalistą w każdym calu. – Znałem go od pierwszej połowy lat 90. Nigdy nie miałem najmniejszych wątpliwości, że był to nie tylko bardzo dobry lotnik, ale także dowódca bardzo dbający o bezpieczeństwo i przestrzeganie przepisów. Zachowania, jakie mu są przypisywane przez niektóre osoby, nigdy nie miały miejsca – mówi.

Zapewnia, że po incydencie gruzińskim ze strony generała nie spotkały go żadne przykrości. – To oczywiste, że po tym incydencie musiałem złożyć wyjaśnienia zarówno gen. Błasikowi, jak i ministrowi Bogdanowi Klichowi. Wszak odmówiłem wykonania polecenia prezydenta. Jednak po przedstawieniu informacji, jakimi motywami się kierowałem,oraz obowiązujących mnie przepisów gen. Błasik uznał, że postąpiłem prawidłowo i nie miał do mnie najmniejszych pretensji. Nie poniosłem też żadnych formalnych czy nieformalnych konsekwencji – mówi „Do Rzeczy” Pietruczuk.

Zapewnia też, że Błasik nie był człowiekiem apodyktycznym. – Latałem z nim wielokrotnie, również gdy był szefem lotnictwa. Jednak kiedy wchodził do kabiny, „zapominał”, że dowodzi całym lotnictwem – stawał się członkiem załogi wykonującym polecenia kapitana. Miał wielkie doświadczenie jako pilot i wiedział, że odpowiednia hierarchia w kokpicie podczas lotu musi być zachowana. Właśnie ze względu na bezpieczeństwo lotu. Nigdy by sobie nie pozwolił na łamanie procedur i przepisów – mówi Pietruczuk.

Major występuje też w obronie kpt. Arkadiusza Protasiuka, dowódcy tupolewa, który zginął w Smoleńsku. – Twierdzenie, że nie miał uprawnień, by być dowódcą, jest oparte na bardzo wątłych przesłankach. Był to znakomity pilot z dużym doświadczeniem. Robienie z niego niemal samobójcy na wzór Andreasa Lubitza jest oburzające. To człowiek, który bardzo dbał o bezpieczeństwo – mówi.

Po opublikowaniu przez RMF stenogramów, które miały być dowodem rzekomej obecności gen. Błasika w kabinie pilotów, pojawiły się liczne wątpliwości co do ich rzetelności oraz bezstronności sporządzających je biegłych. Nawet „Gazeta Wyborcza”, która od lat przychyla się do wersji komisji Millera, opublikowała wywiad z prof. Peterem Frenchem, prezesem Międzynarodowego Stowarzyszenia Akustyki i Fonetyki Sądowej. Skrytykował on twierdzenia ekspertów prokuratury utrzymujących, że sporządzenie nowej cyfrowej kopii nagrania analogowego poprawiło jakość nagrania. – Twierdzenia, że dzięki temu wypowiadane słowa stały się wyraźniejsze, są moim zdaniem wyssane z palca. To przeczy podstawowym zasadom akustyki – stwierdził prof. French.

Nie jest jasne, z jakiej przyczyny i z czyjej inicjatywy prokuratorzy zamówili nową ekspertyzę. Wszak wcześniej na zlecenie tej samej prokuratury opinię akustyczną zlecono najbardziej renomowanej placówce w Polsce, jaką jest Instytut Ekspertyz Sądowych im. Jana Sehna w Krakowie. Biegli ci nie stwierdzili, by w kabinie pilotów można było zidentyfikować głos gen. Błasika. Wręcz przeciwnie – zakwestionowali poprzednie opinie sporządzone na podstawie odsłuchu w Moskwie. Posługując się specjalistyczną aparaturą, stwierdzili, że głos przypisywany wcześniej gen. Błasikowi w istocie był głosem drugiego pilota Roberta Grzywny.

Tylko z pozoru była to informacja bez znaczenia. W istocie konstatacja ta obalała tezy raportu zarówno rosyjskiego (Tatiany Anodiny), jak i komisji Millera. Ten pierwszy wprost obarczał generała odpowiedzialnością za tragedię, a raport polski stwierdzał, że „obecność Dowódcy Sił Powietrznych stanowiła element presji pośredniej na załogę”.

Jednak przypisanie przez Instytut Sehna głosu drugiemu pilotowi miało jeszcze jedno fundamentalne znaczenie. Obalało bowiem tezę, że piloci nie mieli pojęcia, na jakiej wysokości znajduje się samolot. Sęk w tym, że kiedy przypisywano ten głos Błasikowi, stwierdzano, że podawał on prawidłową wysokość, ale załoga tego mogła nie słyszeć, bo jako osoba z zewnątrz nie był wyposażony w zestaw słuchawkowo-mikrofonowy. Przypisanie tego głosu Grzywnie, który był członkiem załogi, obalało tę tezę.

Nowe stenogramy budzą wątpliwości z jeszcze jednego względu. Trudno bowiem mówić o bezstronności biegłych powołanych do sporządzenia kolejnej już wersji stenogramów. Głównym autorem ekspertyzy jest bowiem muzykolog Andrzej Artymowicz. To brat Pawła Artymowicza, który z kolei doradza zespołowi Macieja Laska na zlecenie rządu propagującego wersję komisji Millera.

Jeszcze ciekawsze jest to, że osobą, która miała rozpoznać głos gen. Błasika, jest Robert Latkowski. To współautor książki „Ostatni lot”. Wraz z Janem Osieckim lansował w niej tezę o odpowiedzialności polskich pilotów za katastrofę. Do 1999 r. dowodził pułkiem specjalnym. Jednak właściwie nie znał Błasika. – Nie wiem, w jaki sposób mógł rozpoznać głos mojego męża na taśmach i to po czterech latach od katastrofy. Nie był żadnym znajomym Andrzeja. Jeśli kiedykolwiek się spotkali, to przy jakichś oficjalnych okazjach typu Święto Lotnictwa Polskiego – mówi „Do Rzeczy” Ewa Błasik, wdowa po generale. Jednocześnie zapewnia, że nikt z prokuratury wojskowej nie zwracał się ani do niej, ani do osób, które dobrze znały dowódcę sił powietrznych, o pomoc w identyfikacji głosu generała. – O wszystkich ustaleniach dowiadujemy się z przecieków medialnych, mimo składanych wielokrotnie zapewnień, że będziemy informowani o wszystkim, zanim informacje zostaną podane dziennikarzom – mówi wdowa

Autor: Cezary Gmyz
źródło: dorzeczy.pl


 zobacz też koniecznie:

Generał Andrzej Błasik – Cześć Jego Pamięci! BROŃMY JEGO HONORU!!!

blasik_bratanekOd ponad czterech lat działa na FaceBooku grupa wsparcia  Generał Andrzej Błasik – Cześć Jego Pamięci!  , która stara się dawać odpór medialnej nagonce, kłamstwom, uwłaczaniu czci i godności generała Błasika.  Wspominamy, czcimy pamięć wszystkich dziewięćdziesięciu sześciu osób, które zginęły w katastrofie pod Smoleńskiem, bierzemy jednak pod uwagę fakt, że pamięć o śp. generale Błasiku wymaga SPECJALNEJ troski, wobec nieustających insynuacji medialnych głównego ścieku, wobec oszczerstw w zakłamanych mediach. Prosimy o polecanie grupy.”

Studio-general

więcej: TUTAJ