70 rocznica ucieczki rtm. Pileckiego z Auschwitz


Oby okrągła, 70. rocznica ucieczki twórcy ZOW z Auschwitz stała się okazją do refleksji nad dziedzictwem rtm. Pileckiego i zaowocowała – także lokalnie – wieloma inicjatywami, które sprawią, że Ochotnik do Auschwitz stanie się postacią mniej obcą przeciętnym Polakom, Europejczykom, mieszkańcom „globalnej wioski”.  

„(…) Jasiek [Jan Redzej, w KL Auschwitz nr 5430– przyp. MT] zdwoił siły, u mnie zdwojone było napięcie wszystkich nerwów – drzwi jednak wydawały się mocniejsze od nas. Włożyliśmy w nacisk na drzwi cały wysiłek, na jaki nas było stać, gdy wtem… gwałtownie i bezdźwięcznie rozwarły się one przed nami. Powiało chłodem na rozpalone nasze głowy, błysnęły gwiazdy na niebie, jakby mrugając porozumiewawczo. Wszystko to zmieściło się jakoś w jednym mgnieniu oka. Skok w ciemną przestrzeń i bieg w kolejności: Jasiek, ja, Edek [Edward Ciesielski, nr 12969 – przyp. MT]. Jednocześnie sypnęły się za nami strzały. Jak biegliśmy szybko – trudno opisać. Kule nas nie tknęły. Rwaliśmy powietrze w strzępy szybkimi ruchami rąk i nóg. (…) Dalej, z lewej strony toru, obrałem kierunek na wschód, wzdłuż Wisły. Orientować się było łatwo, niebo było pełne iskrzących gwiazd. Już czuliśmy się w jakimś stopniu wolni. Od całkowitego uczucia wolności dzieliło nas jeszcze ciągle niebezpieczeństwo.

Rozpoczęliśmy bieg na przełaj. Z prawej strony zostawało miasteczko Oświęcim. Przesadzaliśmy rowy, przebiegaliśmy w poprzek drogi, biegliśmy po zaoranych polach i po łąkach, zbliżaliśmy się do Wisły, to znów oddalali, w zależności od skrętów rzeki. Później dopiero mogliśmy podziwiać, ile człowiek potrafi znieść, gdy pracują wszystkie nerwy. Zdobywaliśmy wznoszące się w górę zaorane pola, zjeżdżaliśmy po cementowanych skarpach, wdrapywaliśmy się jak koty na skraj regulowanych jakichś kanałów. Ominął nas, dopędzając, jakiś pociąg, gdy szliśmy wzdłuż torów. (…)

Już dniało. Nie było dla nas większej osłony. Ciemny pasek lasu czernił się daleko na horyzoncie. Zrobiło się jasno zupełnie. Tuż, przy brzegu Wisły, stała wieś. Na wodzie kołysały się łódki, własność mieszkańców tej wioski. Postanowiłem przepłynąć łodzią przez Wisłę. Łodzie były przycumowane łańcuchami do wbitych pali. Łańcuchy zamknięte na kłódki. Obejrzeliśmy łańcuchy. Jeden z nich był połączony z dwóch kawałków za pomocą śruby. Jasiek wyjął klucz (kawał sztaby z otworem na mutrę), którym odkręcał śrubę w piekarni. Zaskoczył nas znowu zbieg okoliczności. Klucz akurat pasował na mutrę. Odkręciliśmy mutrę, łańcuch rozszedł się na dwoje.
Wschodziło właśnie słońce. Wsiedliśmy do łódki i odbiliśmy od brzegu. W każdej chwili mógł ktoś wyjść z domów wioski, odległych zaledwie od nas o kilkadziesiąt kroków. Kilkanaście metrów przed przeciwległym brzegiem łódź natknęła się na mieliznę. Nie mieliśmy czasu na spychanie. Skoczyliśmy do wody i brnęliśmy dalej pieszo, brodząc po pas aż do brzegu. Zgrzane przez całonocny bieg ciało i stawy zareagowały. Na razie nic jeszcze nie czuliśmy, szybko wyskakując na brzeg Wisły.

W odległości dwóch kilometrów od nas był ciemny pas lasu. Las – tak bardzo przeze mnie kochany, do którego tęskniłem przez kilka lat, w tym wypadku był zbawieniem, był pierwszą prawdziwą zasłoną w terenie, która nas mogła ukryć. Nie można powiedzieć, żeśmy do tego zbawienia pobiegli; biec nie mieliśmy już sił. Szliśmy przyspieszonym krokiem, ale czasami z braku sił zwalnialiśmy tempo. (…)Dziwne – po raz pierwszy w życiu poczułem zapach lasu z odległości blisko stu metrów. Nasze zmysły dobiegł potężny aromat, przemiły świergot ptaków, powiew wilgoci, zapach żywicy. Wzrok się zagłębiał w bliską już tajemniczość boru. Weszliśmy za kilkanaście pierwszych drzew i legliśmy na miękki mech. Leżąc na wznak wysyłałem ponad wierzchołki drzew myśl, która radośnie zwijała się w wielki znak zapytania. Metamorfoza. Co za kontrast z obozem, w którym, zdaje mi się, przeżyło się tysiąc lat. Szumiały sosny, lekko kołysząc swe ogromne czapy wierzchołków. Niebieszczyły się skrawki przestworzy pomiędzy konarami drzew. Świeciły brylanty rosy na listkach krzewów i traw. Słońce miejscami wnikało złotymi promieniami, rozświetlając życie tysięcy małych istnień – świat żuczków, meszek, motyli. Świat ptaków, jak przed tysiącem lat, nadal tak samo w określonych ramach zwijał się, zbiegał, tętnił własnym życiem. A jednak pomimo tylu odgłosów, panowała tu cisza, cisza ogromna, cisza izolowana od wrzasku ludzkiego, od wszelkich podłostek bliźnich, cisza, w której nie było człowieka. Myśmy się nie liczyli. Dopiero wracaliśmy na ziemię. Do grona ludzi mieliśmy dopiero być zaliczeni. (…)”

Fragment „Raportu Witolda” z 1945 r. opisujący ucieczkę z „planety Auschwitz”. Całość tu:

http://www.polandpolska.org/dokumenty/witold/raporty-witolda.htm

Opisany dramat rozegrał się równo 70 lat temu – w nocy z 26 na 27 kwietnia 1943 roku. Następującego po niej ranka, trzej uciekinierzy, którzy „do grona ludzi mieli dopiero być zaliczeni”, szczęśliwie przekroczyli granicę III Rzeszy i znaleźli się w Generalnym Gubernatorstwie. Pomimo licznych niebezpieczeństw – 1 maja w Puszczy Niepołomickiej „Witold” został postrzelony w ramię przez przypadkowo spotkanych Niemców – dzięki pomocy wielu ludzi dobrej woli, Pilecki, Ciesielski i Redzej dotarli do Bochni. Następnie łącznicy przeprowadzili zbiegów do Nowego Wiśnicza. Tam obozowy „Tomasz Serafiński” spotkał prawdziwego porucznika Tomasza Serafińskiego, który okazał się zastępcą dowódcy miejscowego oddziału AK. W willi Koryznówka, stanowiącej własność Tomasza Serafińskiego Pilecki przebywał od 3 maja do 23 sierpnia 1943 r., po udał się do Komendy Głównej Armii Krajowej w Warszawie, by po raz kolejny, tym razem osobiście, przekonywać wojskowe dowództwo Polskiego Państwa Podziemnego do przeprowadzenia – przy współdziałaniu konspiratorów Związku Organizacji Wojskowej – akcji zbrojnej celem oswobodzenia więźniów.

Oby okrągła, 70. rocznica ucieczki twórcy ZOW z Auschwitz stała się okazją do refleksji nad dziedzictwem rtm.Pileckiego i zaowocowała – także lokalnie – wieloma inicjatywami, które sprawią, że Ochotnik do Auschwitz stanie się postacią mniej obcą przeciętnym Polakom, Europejczykom, mieszkańcom „globalnej wioski”.

Przypomnijmy o Rotmistrzu! Trzeba dać świadectwo..

za: https://www.facebook.com/events/121624254667565/

Uciekł z obozu razem z Janem Redzejem i Edwardem Ciesielskim. W obozie działała już sieć konspiracyjna. Na wolności druh Witold napisał pełny raport o największym niemieckim obozie. Zamęczono tu ponad milion ludzi z całego świata – najwięcej Żydów i Polaków.

Był bohaterem Polskiego Państwa Podziemnego, został uznany za jedną z „sześciu twarzy odwagi” konspiracji antyniemieckiej w Europie (M. Foot). Mimo to sowieccy komuniści skazali go na śmierć i zamordowali strzałem w tył głowy w więzieniu mokotowskim. Przedtem był tak okrutnie przesłuchiwany, że podczas widzenia z żoną przyznał: „Oświęcim to była igraszka”…

Bohater konspiracji europejskiej „na łaskę” u sowieckiego namiestnika Bieruta nie zasłużył. Marzył o wolnej Polsce, a to było w dominium sowieckim największym przestępstwem, wobec którego blakły wszelkie zasługi.

Pamiętajmy o druhu Witoldzie. Wkrótce – 25 maja – 65. rocznica jego męczeńskiej śmierci. Niech żyje wśród dzisiejszych harcerzy i wśród wszystkich rodaków!

Piotr Szubarczyk • NASZ DZIENNIK

polecamy również:

Jak Bóg zechce pomóc, to wyjdę na pewno” – Rotmistrz (1)

“Posłany przez Boga” dziedzic na Sukurczach koło Lidy – Rotmistrz (2)

Inspektor Tajnej Armii Polski, “Witold”, podejmuje zadanie – Rotmistrz (3)

1 comments on “70 rocznica ucieczki rtm. Pileckiego z Auschwitz

  1. Uciekl…..

    a Polacy – bandyci, zdrajcy zamordowali !

    Tacy sa Polacy, jedni patryioci a drudzy to bandyci i zdrajcy!

Możliwość komentowania jest wyłączona.